środa, 28 stycznia 2015

Lekcja 2

Alexander nie mógł zasnąć w nowym miejscu, nie chodziło tu o sam fakt, że jest tu sam, ale o to, że ma torum bliżej starszych. Cały czas myślał o treningach z impozytorką, nawet nie wiedział jak ma na imię, ale jakoś to mu nie przeszkadzało. Chciał tylko umieć to co ona i być silniejszy, chciał móc stanąć oko w oko z Wojownikami. A teraz z jego posturą i koordynacją mógł o tym tylko pomarzyć.
Z samego rana wybrał się do swojej nowej 'trenerki', nie umówili się kiedy, gdzie i o której mają odbyć się ćwiczenia, ale postanowił zaryzykować i tam iść. Odgarnął zasłonę i dziarskim krokiem wszedł do środka, ale tam zastał tylko śpiącą dziewczynę. Podszedł do niej, ale kiedy tylko chciał lekką ją szturchnąć, żeby się obudziła, ta złapała go za rękę i wykręciła mu ją. Po chwili już stała nad nim, oczywiście z tą samą obojętnością co zawsze.
- Nikt cię nie nauczył, że nie skrada się do czyjegoś namiotu kiedy ten ktoś śpi? - warknęła na niego.
- Nie spałaś - zauważył szybko, a ona go puściła.
- Bez znaczenia - skończyła ten temat - Czego chcesz? - zaczęła drugi siadając przy stole.
- Wydaje mi się, że miałaś mnie czegoś nauczyć - rzucił szybko.
- A mi się wydaje, że teraz masz ćwiczenia z resztą impozytorów - oznajmiła niemiło - Ćwiczyć ze mną będziesz wtedy kiedy będziesz miał czas wolny - ta informacja przeraziła chłopaka.
- Czas wolny mam tylko wtedy kiedy idziemy na przerwę, żeby zjeść, czyli pod koniec dnia - powiedział chowając swój gniew.
- Więc wychodzi na to, że będziesz ćwiczył cały czas - uśmiechnęła się, ale później znów przybrała ten sam wygląd co wcześniej.
- Dlaczego nie mogę ćwiczyć w czasie codziennych zajęć, przecież one nie dają skutków! - krzyknął, wtedy wstała i szybko podeszła do niego jakby była oburzona, że podnosi głos.
- Bo nie mam zamiaru cię faworyzować. Sam chciałeś ćwiczyć, więc się zgodziłam, ale nie będziesz ćwiczył ze mną póki nie zrozumiesz sensu codziennych ćwiczeń. Dlatego będziesz je wykonywał, a później przyjdziesz do mnie i będziesz ćwiczył nadgodziny. Sam tego chciałeś, a ja jestem 'sprawiedliwa' - zaznaczyła nawias palcami.
- Dobrze - pokazał, że da radę z tym wszystkim i wściekły wybiegł z jej namiotu.
Patrzyła tylko na jego oddalającą się sylwetkę i prychnęła. Myślał, że będzie ćwiczył tylko z nią, więc się mylił. Ona za to lubiła odbierać czyjąś radość, on cieszył się, że będzie z nią ćwiczył, a ona z tym odwleka. Ale tak na prawdę sama nie mogła doczekać się pierwszej lekcji, bo to na niej zawsze odpadają. Najpierw chcą być super silni, a później najzwyczajniej odpadają z braku siły lub odwagi. Tak już to jest z ich 'rasą', tchórze jak wszyscy. Ale ona się na nich znała i choć próbują omotać kobietę, jej już nie dadzą rady, bo jest na wszystko odporna, a przynajmniej tak uważa.

***

Dzisiejsze ćwiczenia dla Alexandra ciągnęły się w nieskończoność. Cały czas myślał jaka to ona jest okropna. Przez nią nie będzie miał ani chwili wolnego czasu, a spał będzie tyle co nic. Oczywiście całą swoją złość przelewał na ćwiczenia, choć i to nie pomagało. Ona ćwiczyła razem z nimi i musiał ciągle oglądać jej twarz. Nienawidził być pod czyjąś władzą, a ona pokazywała, że jest pod jej rozkazami. Byli do siebie bardzo podobni, ale żadne z nich nawet nie pomyślało o tym. Nienawidzili się oboje, oboje chcieli walczyć, oboje umieli walczyć i oboje byli oschli dla innych. Niestety ona nie tolerowała mężczyzn takich jak on, a on nie tolerował kobiet, więc nie mogli razem egzystować.
Słońce po woli zachodziło, ale na dworze było jasno. Właśnie miał iść usiąść i zjeść coś ciepłego, kiedy poczuł na sobie czyjś wzrok. Okręcił się wokół siebie i napotkał się na dziewczynę. Kiwnęła na niego głową i poszła do lasu. Zdziwiło go, że to tam mają odbyć się ćwiczenia, ale i tak chętnie poszedł za nią. Nareszcie się doczekał lekcji, nie wiedział czy ma się czegoś obawiać czy po prostu być na luzie.
Doszedł do miejsca spotkania, a ona już tam stała. W ręku trzymała dwa grube kije. Jedne rzuciła jemu, a drugi zachowała sobie. Na szczęście zdążył złapać go i nie wygłupić się na pierwszej lekcji.
-Muszę wiedzieć co umiesz - stwierdziła na jego pytające spojrzenie.
Patrzyła tylko i czekała aż zaatakuje, nie miała zamiaru robić tego pierwsza, bo on sam powinien nauczyć się, że zawsze czeka się na ruch przeciwnika. Jeżeli wystartowałaby pierwsza pokazała by mu, że nic nie wie. Chwilę myślała kiedy w końcu zaatakuje i czy ona nie powinna mu pokazać i zacząć, ale w końcu na nią pobiegł. Z łatwością oddawała każdy jego cios, on się męczył, ale ona nie. Wiedziała co chłopak robi źle, ale nie chciała od razu mu pokazać. Była w zamyśleniu i tylko się obroniła, ale w końcu postanowiła zaatakować. Kiedy zaczęła uderzać, on zaczął się cofać. Pomyślał, o całym jego gniewie i z wielką prędkością przyparł ją do drzewa kij trzymając przy jej szyi. Spodobało mu się, że wygrał i choć trochę zasłużył na jakąś pochwałę.
- Dobrze? - zadrwił.
- Nie - wtedy z łatwością odparła atak.
Najpierw uderzyła głową w jego głowę, a później wytrąciła mu jego kij z ręki i kilkom zwinnymi uderzeniami powaliła go na ziemię. Swój kij przyparła końcówką do jego twarzy, nie wysiliła się na jakieś zbędne docinki, bo nie o to jej chodziło. Teraz dokładnie wiedziała dlaczego on źle zadające ciosy i dlaczego nie myśli. Po chwili odsunęła od niego kij i podała mu rękę. Złapał ją i wstał.
- Kiedy atakujesz myślisz tylko o jednej rzeczy - stwierdziła - A wojownik powinien używać wszystkich swoich zmysłów i na niczym się nie skupiać, bo nie o to tu chodzi - wytłumaczyła.
- Nie potrzebuję psychoanalityka - warknął wkurzony.
- Taa? A jak mnie poprosiłeś o to, żebym cię nauczyła walczyć to myślałeś, że będzie tak łatwo? Przecież tu właśnie chodzi o twoją psychikę - prychnęła wkurzona - Jeżeli w głowie będziesz miał burdel to fizycznie też nie będzie z ciebie pożytku - powiedziała już spokojniej - Więc musimy to poćwiczyć.
- Co poćwiczyć? - spojrzał na nią.
- Czego się boisz? - zapytała z zupełnie innej beczki.
- Niczego - spojrzała na niego wzrokiem typu 'taa, a ja jestem królewna Śnieżka'.
Już po chwili razem szli w tylko Vivian znaną stronę. Nie powiedziała mu gdzie idą, ale był zbyt ciekawy, żeby powiedzieć nie. Szedł i nic się nie odzywał. Był wkurzony, że powiedziała o nim jak o jakimś nieuporządkowanym dzieciaku. Tyle ćwiczył, a ona w kilka chwil stwierdza, że jest do niczego? Była zarozumiała jak dla niego, widziała tylko czubek własnego nosa.
Po chwili oboje doszli do jakiegoś dziwnego miejsca. Dla niego był to tylko kawałek lasu, który dziwnie wyglądał i wszędzie było słychać dziwny szum, ale dla niej było to co innego. Odsłoniła liście i przeszli na drugą stronę, był tam wodospad. Woda tłukła się o kamienie, a dźwięk, który się z tond wydobywał przerażał Alxandra. Co my tu robimy? - pomyślał i spojrzał pytająco na towarzyszkę.
- Boisz się? - zapytała w ogóle nie zwracając uwagi na chłopaka, patrzyła przed siebie.
- Okay, po co tu przyszliśmy? - zapytał.
- Przebijesz powłokę wody? - w końcu na niego spojrzała, ale ona zaczynał się śmiać - Serio pytam - zganiła go.
- Co?! - teraz już nie wiedział o co chodzi - Mam tam skoczyć?! Chyba zwariowałaś!
- Chciałeś umieć to co ja. Jeżeli nie będziesz wykonywał tego co ja to nigdy nie będziesz tego umiał. Skacz - przeliterowała.
Podszedł bliżej do krawędzi i spojrzał w dół. Było bardzo wysoko, a na dole były kamienie. Niby jak miał skoczyć? Przecież zabiłby się. Ale skoro ona powiedziała, że też to kiedyś robiła to może mu się nic nie stanie? Bo przecież ona żyje... Chwilę po tym gdy tak pomyślał poczuł coś zimnego na dłoni. To była jej dłoń. Złapała go i kiedy już myślał, że ona odwoła to co powiedziała albo powie, że to żart... Jednym ruchem ręki strąciła go w przepaść. Leciał długo i strasznie krzyczał, ale Viv tylko zeszła na dół, żeby powiedzieć mu o pijawkach. Wiedziała, że go wkurza, ale on musiał to przejść. Jeżeli przetrwa pierwszą lekcje to reszta pójdzie jak spłatka. Doszła i usłyszała plusk, usiadła na kamieniu i czekała aż wyjdzie. Jego oczy płonęły złością.
- Co ty zrobiłaś?! - rzucił się na nią.
- Żyjesz - stwierdziła.
- Ale mogłem już nie! - krzyknął ocierając mokrą twarz - Zaufałem ci!
- No i chyba nic takiego się nie stało, nie? - uśmiechnęła się kąśliwie - Pijawiki - otarła swoje ucho, żeby dać mu znać, że coś się do niego przyczepiło.

***

Vivian wróciła wcześniej, bo Alex musiał zostać przy wodospadzie oczyścić się trochę z różnych rzeczy. Ona była pewna, że już ani razu nie będzie chciał z nią ćwiczyć. Biedny chłopaczek przestraszył się. Wkurzył się, że go oszukała, a powinien nikomu nie ufać, bo każdy może go wystawić, tak jak...
Stała do kolejki z jedzeniem. Musiała zjeść coś ciepłego po lekcji z Alex'em. W końcu dostrzegła go wchodzącego do swojego torum. Spojrzał na nią, ale jej obojętność znów go znudziła, więc tylko prychnął i wszedł do siebie. Poszła ze swoją miską do stołu i zaczęła jeść, nienawidziła tego, że każdy się na nią gapił. Po krótkiej chwili przysiadł się do niej jakiś chłopak. Każdy patrzył w ich stronę i śmiał się. Już wiedziała o co chodzi, a złość gotowała się w niej.
- Wiesz, jesteś jedyną dziewczyną - zaczął, ale od razu został uciszony.
- Wiesz, nie jesteś jedynym facetem w tym impozycie - przedrzeźniła go - Odejdź stąd, bo inaczej będę musiała zrobić z tobą porządek - skończyła.
- Nie bądź taka, hyh, złość piękności szko...
Nie dokończył, bo kiedy jego ręka wędrowała do jej uda, jej ręka wykręciła mu ją i posłała go prosto na ziemię. Jęczał z bólu, ale ona tylko przycisnęła go mocniej i puściła. Posłała mu jeszcze tylko mordercze spojrzenie i poszła do siebie. Już kiedyś słyszała jak mówią o niej, niestety wyrażali się jak o jakiejś rzeczy. Zawsze śmieli się i nigdy nie równali jej jako wojownika. A ona zawsze chciała być równa... i kiedyś była, wtedy kiedy należała do impozytu 1.
"Ćwiczenia zawsze ją wykańczały, lecz teraz było inaczej. Dziś same ćwiczenia były zupełnie inne, wiedziała, że jest tam gdzie powinna i gdzie w zupełności pasuje. Była szczęśliwa i okazywała to. Jej chłopak, Nansy, patrzył na nią cały czas, był szczęśliwy, że ją ma. Była jedyną dziewczyną na wolności i była jego, kochała go i on kochał ją. Każdy mu zazdrościł, ale na Vivian patrzyli tylko jak na ich kolegę, tak też ją traktowali. Była w tej samej formie co oni i była tak samo slina co oni.Szła teraz do torum swojego chłopaka. Należał do impozytorów wyższych rangą i właśnie teraz odbywały się obrady impozytu pierwszego. Viv też należała do zgrupowania, więc mogła należeć do tej narady.- Wojownicy podchodzą już pod dwa impozyty, które są obok nas, mianowicie impozyt 32 i impozyt 12, jeżeli będą się kierowali tak jak teraz to w końcu zaatakują - wypowiedział się Nan.- Skąd wiesz, że chcą zaatakować? - zapytał ktoś inny.- No właśnie, może po prostu chcą mieć najwięcej ziemi jak tylko mogą mieć? - dopowiedział ktoś z tyłu.- To by im sie nie opłacało - oznajmiła Viv, pokazała palcem na mapie jakieś punkty - Wojownicy tutaj zabierają po kolei ziemie, od wschodu wżerają się pomiędzy impozyty, a kiedy w końcu osiedlą się pomiędzy wszystkimi zaatakują - oznajmiła.- Więc co mamy zrobić? - odezwał się Jimmy, najlepszy przyjaciel Nansy'ego.- To my zaatakujemy - odezwał się zadowolony z opisu Vivian, Nansy."

***

Alexander rozmyślał co ma dalej robić. Nie wiedział dlaczego tak zareagował na postępowanie tej dziewczyny, przecież mógł się po niej spodziewać, że zrobi coś chamskiego lub coś co narazi go na utratę życia. Może był wkurzony na siebie? Że pokazał nędznej dziewczynie, że jest słaby? Kiedy zapytała się czego się boi, on nic nie odpowiedział. Ale kiedy zaprowadziła go nad ten wodospad to widział jej tryumfalny wzrok. Nie, nie miał zamiaru się poddawać. Będzie ćwiczył i nie pokaże jej kolejny raz, że jest słaby, nie miał takiego zamiaru.
Wyszedł, żeby porozmawiać z innymi mężczyznami. Mimo tego, że przeszkadzali mu to nie mógł przecież utrzymywać kontaktów tylko z kobietą. Poszedł do stołu gdzie było jakieś zbiorowisko. Twarze innych oświetlały tylko lampy na wielkim stole. O czymś zaciekle dyskutowali. Przysiadł się niby na chwilę i zaczął słuchać.
- Też tak myślę - zaśmiał się jeden - Ale warunki ma i to całkiem, całkiem.
- Yhy, pewnie z tego korzysta. Jak niby może być na tej pozycji? Przecież jest kobietą.
- Pewnie puszczalska jak te inne - zaczęli się śmiać - Ale dziś prawie złamała mi rękę, jest jakaś obłąkana, ale jej wygląd...
- Taa, chwilę się zadomowi i uwiedzie nas wszystkich - jeden był opanowany.
- Ja bym nie miał nic przeciwko - zaśmiał się Jamie - A ty? Nic nie mówisz, a to przecież dzięki niej masz oddzielne torum - skierował się do Alexandra.
- Ja? - zaśmiał się, bo większych bujd o tej dziewczynie nie słyszał - Myślę, że jest dziwna, uważa, że wszystko jej wolno - prychnął.
- Bo nie myślisz o niej jak o dziewczynie. Nie rozumiem cię - uśmiechnął się blado - Jest tutaj jedyną dziewczyną, a ty uważasz ją jako wroga. Może powinieneś chociaż trochę odpocząć? - uśmiechnął się.
- Wątpię, żeby wyszło mu to na rękę - zaśmiał się Les - pewnie zanim by powiedział cokolwiek to by mu co nieco oderwała - wszyscy się zaśmieli.
Śmiał się chwilę z nimi, ale poszedł do siebie. Powiedzieli, że uważam ją za wroga - prychnął w myślach. Przecież nigdy niczego takiego nie powiedział. Ale z drugiej strony nie zamierza jej traktować jak grzeczną dziewczynkę, bo na to nie zasługuje. On znał ją lepiej niż oni wszyscy, ale jak tylko nauczy się walczyć tak jak ona... Zaprzestanie rozmawiać z nią czy utrzymywać inny kontakt, bo po co mu to? Ona to kobieta, a on to mężczyzna, powinien walczyć.

***


Noc zakwitła na dobre. Wszyscy impozytorzy 44 impozytu spali w swoich namiotach. Tylko jedna osoba nie mogła zmrużyć oka. Alex cały czas myślał co zrobić, żeby być silny, nie może przecież bać się wody. Wojownikowi nie raz przyjdzie skakać w najcięższe otchłanie. W przypadkach bez wyjścia nie ma czasu na myślenie.
Wkurzony wstał ze swojej maty i ubrał się. Wyszedł z namiotu i próbując być niezauważony poszedł do lasu. Szedł ścieżką, którą prowadziła go Vivian do wodospadu. Chciał przezwyciężyć swój strach i kolejnego dnia pokazać jej, że umie więcej niż poprzednio. Stanął na krawędzi skały i patrzył na stukającą o kamienie wodę. Po woli zdjął swoją koszulkę, a światło księżyca oświetlało jego umięśnioną sylwetkę. Zbliżył się jeszcze raz do krawędzi i ciężko przęłknął ślinę. I w końcu zrobił to skoczył do wody. Spadał, ale już nie krzyczał, swój wrzask tłumił w sobie. W końcu dotknął wody, była taka zimna, oczyszczająca.
Wypłynął na powierzchnię. Kiedy leciał na niczym nie był skupiony, był zupełnie rozluźniony i spokojny. Udało mu się, już żadna głupia dziewczyna nie powie mu, że się czegoś boi, już nie. Poszedł na górę po swoją koszulkę. Kiedy się ubierał usłyszał jakiś szelest. Obrócił się do tyłu, ale nikogo nie było. Włożył do końca bluzkę, ale cały czas miał wątpliwości, przecież nie jest głuchy, coś słyszał. Po chwili znów usłyszał jakiś szelest. Znów okręcił się wokół własnej osi, ale tak jak i poprzednio nikogo nie zauważył. Zaczął się denerwować i przyśpieszył kroku. Znów usłyszał szelest.
- Jest tu ktoś?! - krzyknął w las.
Niestety nikt mu nie odpowiedział. Machnął tylko ręką i udał się do swojego impozytu. Niedługo świt, a ćwiczenia zaczynają się wcześnie. Musiał choć chwilę się przespać, żeby nie padnąć podczas i ćwiczeń codziennych i ćwiczeń z dziewczyną. Prychnął w myślach na określenie dziewczyna, bo nie wiedział jak ma na imię. Niby nie było mu to potrzebne, ale chciał wiedzieć jak ma na nią mówić. Przecież na przykład na treningu kiedy chciałby się o coś zapytać to miałby powiedzieć 'ej, ty' albo 'ej, dziewczyno'. Zaśmiał się na swoją głupotę i położył na matę.
Patrzył w górę, nie mógł zasnąć. Była pełnia i księżyc tylko oświetlał jego twarz. Nadal w myślach miał swoja swoich kolegów, "[...] uważasz ją jako wroga". Nikt nie potrafi zrozumieć, że nie każdy lubią tą dziewczynę? Jego nie interesują teraz jakieś podchody miłosne czy coś, jest wojna i trzeba brać to na poważnie. Nie można się rozluźniać, bo to może sprowadzić zagładę na wszystkie impozyty. Trzeba być czujnym, bo w każdej chwili Wojownicy mogą zaatakować. On to wiedział.

***

Słońce wstało. Starsi impozytorzy jeszcze spali, ale wszyscy inni krzątali się po placu. Czekali aż ktoś otworzy stołówkę i wyda śniadanie. Vivian już dawno była na nogach. Siedziała przy stole i czekała aż obudzą się wyżsi. Kolejny zarzut do impozytu 44, wojownik powinien wstawać wcześnie, a oni się tylko lenią. Patrzyła na ćwiczących impozytorów, szukała między nimi chłopaka, któego uczy, ale nigdzie go nie było. Pomyślała, że jest zmęczony i że musi odpocząć. Wczoraj trochę rzuciła go na głęboką wodę i to dosłownie. Ale wiedziała, że tego potrzebował. Jeżeli nie zrobiłby czegoś zupełnie nie w jego stylu to nie odblokowałby się. A teraz zależy tylko od niego czy będzie ćwiczył dalej czy po prostu odpuści. Jeżeli odpuści to znaczy, że nigdy nie będzie z niego dobrego wojownika, ale jeżeli jednak będzie ćwiczył dalej to uda się z niego wykrzesać choć trochę duszy wojownika.
W końcu usłyszała gąg co oznaczało początek dnia. Wszyscy w rzędzie ustawili się w kolejce po jedzenie. Teraz powinni się stawić wszyscy, bo zaraz zaczną się ćwiczenia, ale jego nadal nie było. Wstała i poszła do jego torum. Weszła nawet nie zastanawiając się, zastała go na macie, oczywiście śpiącego. Podeszła do niego szybko i uderzyła z pięści w ramię, na co on się obudził. Spojrzał na nią jak na wariatkę, ale ona swoją codzienną obojętnością uświadomiła mu, że spóźnił się na ćwiczenia. Wstał jak poparzony, ale zanim zdążył wybiec ona zatrzymała go.
- Chciałeś ćwiczyć ze mną, a na codzienne ćwiczenia się spóźniasz? - pogroziła głosem - Powinieneś chodzić wcześniej spać, przecież nie musiałeś iść nad wodospad, to co powinieneś to być codziennie gotowym - rzuciła wkurzona i wyszła.
W tej właśnie chwili chłopak uświadomił sobie, że to ją słyszał uprzedniego dnia. Szła za nim do tego lasu, tylko po co? Już nie zastanawiał się więcej tylko wziął swoją miskę i udał się po jedzenie. Musiał coś zjeść, żeby więcej nie nawalić. Znów miała do niego pretensje, jak może się na niego tak wydzierać?
Stanął w kolejce, był zmęczony i chciało mu się spać. Wczoraj nabił sobie chyba kilka siniaków, bo za pierwszym razem uderzył o jakieś kamienie. Nie robił sobie nic z tego, bo nie raz miewał gorsze stłuczki. Kiedy dostał się już do jedzenia mało co było, ale wziął resztki i poszedł do stołu. Patrzył na impozytorów, którzy jak ranne ptaszki biegali i ćwiczyli, jakoś nie cieszył go ten widok. Był niewyspany, położył się późno i był zmęczony. Jeszcze dziś miał ćwiczyć z dziewczyną, będzie znów mu wszystko wypominała i go męczyła. Na samą myśl o tym niedobrze mu się robiło.
Wstał i odniósł swoje rzeczy do pokoju. Przeciągnął się ospale i już stosunkowo wypoczęty poszedł na codzienne ćwiczenia. Wszystko go bolało, ale wykonywał ćwiczenia tak jak zawsze, czyli starannie. Nic go zbytnio nie obchodziło, bo robiło wszystko 'aby przetrwać'. Musiał mieć dziś siłę, żeby jeszcze wytrwać do kolejnego dnia, który będzie tak samo męczący co ten. Wszystkie dni już będą takie gdyż impozytorka będzie go pod koniec dnia wykańczać.

***

Siedział w swoim pokoju i bez większej ekscytacji czekał na jakieś wieści co do 'konkursu' wypowiedzianego przez Leokadię. Nie wiedział czy złapano już jakieś dziewczyny i nie wiedział też czy jeżeli tak to któraś z nich walczyła. Co do tego konkursu to zmielił kilka zasad, gdyż wiadome było, że na pewno złapią wszystkie dziewczyny, ważne było to czy któraś z nich będzie chciała walczyć czy po prostu się oddadzą.
Patrick był znudzony czekaniem, choć dopiero wczoraj wpuścili dziewczyny. Chciał wszystko od razu i chciał wszystkiego najlepszego. Najlepsze lokum, najlepsza pozycja, najlepsza dziewczyna. Miał większość z tego, ale niczego nie doceniał. Jeżeli nie miał choć jednego czego chciał był zdolny do wszystkiego by to zdobyć.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się, a przez nie weszła Leokadia, doradczyni Patrick'a. Była w jego wieku, ale to była jego prawa dłoń. I mimo to, że byli tego samego wieku, ona była za niego odpowiedzialna, była jego opiekunką. Szybko podeszła do niego, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć on wstał.
- I co? - był bardzo oschły, jakby go to nie obchodziło, ale tak na prawdę było inaczej.
- A więc - wyjęła z torby jakieś kartki - Dziś złapaliśmy dwie, ale teraz dowiedziałam się, że wiozą tutaj blondynkę - zawiesiła się - Mają na oku dwie ostatnie - widząc jego ponury wzrok dodała - Odseparujemy je od reszty, a jeżeli ta tura się nie uda to wypuścimy kolejne - wytłumaczyła szybko.
- Tak, tak - machnął ręką, że już nie musi nic więcej wiedzieć.
Patrzył w okno. Wiedział, że żadna z tych kobiet nie jest na tyle dobra, żeby przetrwać choć dnia na wolności. Albo zginął same albo jego Wojownicy go złapią. Nie ma innego wyjścia, bo albo poprzez zamknięcie stały się zupełnie nieporadne albo były takie od początki. On wiedział zaś jaka dziewczyna jest jego ideałem, już kiedyś ją poznał, ale jej już nie ma, najważniejsza jest władza.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Chyba się pośpieszyłam z tym rozdziałem, ale co tam. Nawet jeżeli nikt nic co do tego opowiadania to i tak będę pisać, hahaha dla mojej jedynej i kochanej snapki :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz